Forum Forum o Tamagotchi werji od 1 do 6" Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
manicure

 
Odpowiedz do tematu    Forum Forum o Tamagotchi werji od 1 do 6" Strona Główna » Tamagotchi Music Star(v.6) Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
manicure
Autor Wiadomość
aaa4
Tama jajo


Dołączył: 12 Mar 2018
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post manicure
-Jacy koledzy aktorzy? - spytal ponuro Conrad. - Judith Haynes nadal konferuje na osobnosci ze swoimi kundlami. Mary Stuart bez konca pisze listy w swojej kajucie, a przynajmniej mowi, ze to listy. Wedlug mnie spisuje pewnie testament. A jesli Gunther Jungbeck i Jon Heyter maja o tym wszystkim jakies zdanie, to starannie zatrzymuja je dla siebie. Nawiasem mowiac, oni sami wydaja mi sie dosc dziwni.

-Nawet jak na aktorow?

-Jeden zero dla pana. - Usmiechnal sie bez zbytniego przekonania. - Pogrzeby na morzu budza we mnie sklonnosc do mizantropii. Nie, chodzi o to, ze oni tak zupelnie nie orientuja sie w swiecie filmu, przynajmniej brytyjskiego filmu. Moze to i zrozumiale, w koncu Heyter cale zycie gral w Kalifornii, a Jungbeck w Niemczech. Wlasciwie wcale nie sa dziwni, tylko tak bardzo nic nas ze soba nie laczy, ze zupelnie nie mamy o czym rozmawiac, zadnych wspolnych tematow, zadnych punktow zaczepienia.

-Ale przeciez musial pan ich znac ze slyszenia?

-Nawet i to nie, ale nie ma sie czemu dziwic. Lubie grac, ale swiatek aktorski nudzi mnie do granic bolu i nie udzielam sie w nim towarzysko. To czyni dziwaka takze i ze mnie. Ale Otto za nich reczy i to mi wystarcza. Szczerze mowiac, wyraza sie o nich wrecz z najwyzszym uznaniem. Kiedy przyjdzie co do czego, zacmia mnie pewnie swoja gra tak, ze na ekranie zejde do roli rekwizytu. - Znow sie wzdrygnal. - Ciekawosc Conrada pozostaje niezaspokojona, ale Conrad ma juz dosc. Czy jako lekarz nie zalecilby mi pan odrobiny tej whisky, ktora stary Imrie szafuje podobno tak hojna reka?

Przeszlismy do jadalni, gdzie kapitan Imrie nie tyle szafowal whisky, co ja raczej wydzielal, i to tak ciezka reka, ze musiala pochodzic z jego wlasnych zapasow, a nie z rezerwy Ottona. Sam Otto, okutany w barwne pledy, z blada namiastka wlasciwego mu ceglastosinego kolorytu twarzy, siedzial na swym miejscu za stolem i nie widac bylo, zeby zglaszal jakies obiekcje. Zgromadzenie liczylo co najmniej dwadziescia osob, pasazerow i czlonkow zalogi, i nawet przy najlepszych checiach panujacej tu atmosfery nie mozna bylo nazwac radosna. Ze zdziwieniem zauwazylem wsrod obecnych Judith Heynes pod troskliwa opieka meza, Michaela Strykera. Ze zdziwieniem ujrzalem Mary kochanie: widac jej poczucie obowiazku, czy co tam nia kierowalo, okazalo sie silniejsze od awersji do alkoholu. Moje zdumienie poglebil dodatkowo fakt, ze w kat poszly wszelkie nakazy przyzwoitosci i tego ranka Mary kochanie dosc nieprzyzwoicie lgnela do ramienia Allena. Bez zaskoczenia natomiast stwierdzilem brak Mary Stuart. A takze Heissmana i Sandy'ego. Dwaj aktorzy, z ktorymi Conrad mial podobno tak malo wspolnego, Jungbeck i Heyter, trzymali sie razem w kacie jadalni i po raz pierwszy spojrzalem na nich z niejakim zainteresowaniem. Faceci wygladali na aktorow, co do tego nie bylo dwoch zdan, czy tez moze precyzyjniej: wygladali tak, jak w moim przekonaniu powinni wygladac aktorzy. Heyter byl mlodym jeszcze, wysokim, przystojnym blondynem, o rysach twarzy, ktore przed dwudziestoma laty okreslano pewnie mianem "ostre i wyraziste"; dzis twarz ta nadal pozostala pelna zycia, ruchliwa i plastyczna.

Jungbeck co najmniej pietnascie lat od niego starszy, mial barczyste ramiona, gesty zarost przeswiecajacy spod skory, ciemne krecone wlosy, przyproszone poczatkami siwizny, i usta skore do ujmujacego usmiechu. W filmie, ktory mielismy krecic, obsadzono go w roli czarnego charakteru, ale pomimo odpowiedniej postury i sinawych policzkow nawet z daleka nie kojarzyl sie z nikim tego typu.

Juz w nastepnej chwili zorientowalem sie, ze milczenie zalegajace salon nie wynikalo wylacznie z powagi sytuacji. Sluchano wlasnie wystapienia kapitana Imrie, ktory przerwal je w momencie naszego wejscia i korzystajac z okazji, wydzielil sobie - i zaproponowal nam - kolejna porcje trunku. Odmowilem. I kapitan Imrie podjal swe wystapienie.

-Tak - ciagnal ponuro - to stosowne, jakze stosowne. Odeszlo od nas dzisiaj, tragicznie i pograzajac w bolesci, trzech nieodrodnych synow Albionu... - w tym momencie prawie sie ucieszylem, ze Antonio nie moze tego slyszec -...ale wszystkich to czeka, wczesniej czy pozniej wybije i nasza godzina. A jesli juz musieli udac sie na wieczny odpoczynek, to jakiez miejsce nadaje sie do tego lepiej, niz te zaszczytne wody Wyspy Niedzwiedziej, gdzie najglebszym snem spi dziesiec tysiecy ich rodakow? - Wykazujac zupelny brak serca, zaciekawilem sie, ktora to godzine bil zegar, kiedy kapitan Imrie pokrzepil sie pierwszym drinkiem tego ranka, ale przypomnialem sobie zaraz, ze skoro wstal o czwartej, to pewnie uwazal, ze mamy juz pelnie dnia. W tej samej chwili kapitan potwierdzil slusznosc mego przypuszczenia ponownie napelniajac sobie szklaneczke, tym razem jednak nie przerywajac potoczystego monologu. Jego sluchacze, co zauwazylem z prawdziwa przykroscia, mieli miny ludzi, ktorzy woleliby sie niezwlocznie znalezc gdzie indziej.

-Zastanawiam sie, co dla panstwa znaczy Wyspa Niedzwiedzia - kontynuowal kapitan Imrie. - Pewnie nic, bo i dlaczego mialaby cos znaczyc. Wyspa Niedzwiedzia, zwykla nazwa, jak kazda inna. Jak wyspa Wight czy tamta w Ameryce... jak jej tam - Coney, wyspa Coney. Po prostu nazwa. Ale dla ludzi takich jak obecny tu pan Stokes i ja, i tysiecy innych Wyspa Niedzwiedzia to ciut wiecej. To cos w rodzaju punktu zwrotnego, punktu znaczacego nowy rozdzial w naszym zyciu, cos jak to, co faceci od geografii i geologii nazywaja dzialem wodnym. Kiedy poznalismy te nazwe, zrozumielismy, ze zadna inna nazwa nie znaczyla dotad w naszym zyciu tak wiele i juz zadna inna tak wiele znaczyc nie bedzie. Zrozumielismy, ze juz nic nigdy nie bedzie tak samo. Wyspa Niedzwiedzia byla miejscem, gdzie mlodzi chlopcy wkroczyli w dorosle zycie, raptownie, niejako z dnia na dzien, miejscem, gdzie mezczyzni w pelni sil, tacy jak ja sam, z dnia na dzien sie postarzeli. - Mowil teraz do nas zupelnie inny kapitan Imrie, snul w zadumie wspomnienia drzemiace na dnie duszy, ze smutkiem, ale bez goryczy; przymusowe dotychczas audytorium przestalo zerkac z utesknieniem na wyjscia z jadalni, sluchajac slow kapitana z rosnaca uwaga.

-Zwalismy ja "Wrotami" - ciagnal. - Wrotami do Morza Barentsa, Morza Bialego i tych miejsc w Rosji, do ktorych prowadzilismy konwoje przez wszystkie dlugie lata wojny, tyle juz lat temu. Ten, kto je przekroczyl i powrocil, mogl sie uwazac za szczesciarza; ten, komu udalo sie to kilka razy, wyczerpywal swoj caly przydzial szczescia w zyciu. Ile razy przekraczalismy Wrota, panie Stokes?

-Dwadziescia dwa razy - padla odpowiedz, wyjatkowo nie poprzedzona dlugim i glebokim namyslem.

-Dwadziescia dwa razy. Nie mowie tego dlatego, ze sam bralem w tym udzial, ale ludzie, ktorzy prowadzili te konwoje do Murmanska, cierpieli tak, jak nikt nigdy w zadnej poprzedniej wojnie nie cierpial przed nimi i jak juz nikt nigdy w zadnej nastepnej wojnie cierpiec nie bedzie. I to wlasnie tu, na tych wodach, u Wrot, cierpieli najbardziej, bo to tu wlasnie dniem i noca czatowal na nas wrog i to tu wlasnie posylal nas na dno. Wspaniale okrety i wspaniali chlopcy... Nasi i niemieccy... Wiecej ich spoczywa w tych wodach, niz gdziekolwiek indziej na swiecie, choc dzis te wody sa juz czyste, czas wyplukal z nich krew. Ale nie z naszej pamieci, nie z naszej pamieci... Minelo trzydziesci lat, a ja nadal na dzwiek slow "Wyspa Niedzwiedzia", nawet gdy sam je wypowiadam, czuje, jak krew zastyga mi w zylach. Wiem, ze dzis spoczywaja pojednani na tym cmentarzysku Arktyki, a mimo to dzwiek tych slow scina mi krew. - Wzdrygnal sie, jakby rzeczywiscie zrobilo mu sie zimno, po czym na jego twarzy pojawil sie nikly usmiech. - Starym nie zamykaja sie usta, gadulom nie zamykaja sie usta, wiec chyba nie moglo panstwa spotkac nic gorszego, niz wysluchanie starego gaduly. A tak naprawde chcialem tylko powiedziec, ze ci, ktorych pozegnalismy, spoczeli w dobrym towarzystwie. - Uniosl szklaneczke. - Bon voyage.

Bon voyage. Ale nie byly to slowa ostatniego pozegnania, bo nie po raz ostatni zegnalismy kogos sposrod nas. To przeczucie nie opuszczalo mnie ani na chwile i wiedzialem, ze kapitan Imrie takze ma podobne. Wiedzialem, ze wlasnie cos w rodzaju wrodzonego instynktu czy wyczulonej intuicji sklonilo go do wygloszenia tej przemowy, do odgrzebania wspomnien, rownie nieproszonych, co pozornie bez zwiazku ze sprawa. Zastanowilem sie, czy kapitan Imrie chocby mgliscie zdaje sobie sprawe z tego myslowego przeniesienia, zastapienia przerazajacych koszmarow sprzed lat niesprecyzowana swiadomoscia, ze koszmary te nie sa wylaczna domena otwarcie toczonych wojen, ze gwaltowna smierc nie zna granic w czasie i przestrzeni, a niegoscinne pustkowia Morza Barentsa sa jej domostwem i siedliskiem.

Zastanowilem sie, kto z obecnych odczuwa ow atawistyczny strach, ten osobliwy, bezimienny lek tak czesto ogarniajacy nas w najbardziej odludnych i niedostepnych miejscach na ziemi, lek siegajacy swymi korzeniami ery nie znajacych jeszcze ognia jaskiniowcow, tych niewyobrazalnie odleglych praprzodkow czlowieka, ktorzy kulili sie z przerazenia w swych nie oswietlonych pieczarach, gdy w otaczajacej ich nocy hulaly moce ciemnosci i zla. Lek, ktory tu i teraz az nazbyt latwo rozbudzila i spotegowala nagla, gwaltowna i niewytlumaczalna smierc trzech ludzi, ktorzy jeszcze poprzedniego dnia byli ich wspoltowarzyszami podrozy.

Trudno bylo powiedziec, kto ulegal wplywowi tych nieuswiadomionych, pierwotnych przeczuc, bo czlowiek niechetnie przyznaje sie do ulegania tak irracjonalnym i dziecinnym przesadom nawet przed samym soba, nie mowiac juz o ujawnianiu ich przed innymi. Bez watpienia kapitan Imrie i pan Stokes. Staneli samotnie w kacie i wpatrywali sie w trzymane w rekach szklaneczki, dalbym glowe, ze niewidzacym spojrzeniem, a juz na pewno bez slowa. A poniewaz niezwykle rzadko - jesli w ogole - zdarzalo im sie przebywac we wlasnym towarzystwie i nie rozwodzic sie nad sprawami najwyzszej donioslosci, juz to samo w sobie bylo [link widoczny dla zalogowanych]
bardzo wymowne. Neal Divine mial policzki jeszcze silniej zapadniete niz zwykle, ale chyba zaczynal juz przychodzic do siebie po fatalnej nocy. Siedzial sam, nieustannie obracajac w dloniach pusta szklaneczke, jak zwykle nerwowo zaprzatniety wlasnymi myslami, ale czy mysli te dotyczyly morskiej choroby czy rychlego podjecia obowiazkow rezysera, a co za tym idzie - perspektywy wystawienia sie na chloste cietego jezyka Gerrana, nie sposob bylo powiedziec. Moze i on czul przenikajace w glab duszy lizniecia macek z zamierzchlej przeszlosci.

Goin i Otto siedzieli obok siebie u szczytu stolu i takze zachowywali milczenie. Zastanawialem sie, jaki wlasciwie uklad laczy tych dwoch mezczyzn. Wydawalo sie, ze pozostaja w dosc serdecznych stosunkach, ale zdazylem zauwazyc, ze szukali swego towarzystwa tylko wowczas, gdy nalezalo przedyskutowac jakis problem dotyczacy bezposrednio interesow. Rownie dobrze moglo byc i tak, ze prywatnie nie mieli ze soba wiele wspolnego, choc mianowanie Goina wiceprezesem i nastepca tronu Olympus Productions zdawalo sie swiadczyc o jego wysokich notowaniach u Gerrana. A poniewaz siedzieli teraz razem i siedzieli w milczeniu, zakladalem, ze pograzyli sie w zadumie nad sprawami z rodzaju tych, ktore zaprzataly mysli kapitana Imrie i moje wlasne. Trzej Apostolowie nie rozmawiali, ale o niczym to nie swiadczylo. Pozbawieni swych instrumentow, czasopism muzycznych i jarmarcznie kolorowych komiksow - zajmowanie sie nimi w zaistnialej sytuacji uznali pewnie za niestosowne - zmieniali sie w niemowy. Stryker, nadal roztaczajac troskliwa opieke nad swa zona, rozmawial przyciszonym glosem z Hrabia, natomiast Ksiaze ostentacyjnie nie rozmawial ze swoim wspolpasazerem z kajuty, Eddiem, poniewaz jednak stosunki miedzy nimi ukladaly sie w taki sposob, ze co rusz sie do siebie nie odzywali, trudno bylo do tego przywiazywac jakas wage. Naraz u mego boku wyrosl Lonnie Gilbert. Zaciekawilo mnie, czy i w jakim stopniu do jego zamroczonego umyslu dotarlo ukryte znaczenie slow kapitana Imrie. Lonnie sciskal w reku szklanke szkockiej, imponujacych zaiste rozmiarow i napelniona takaz miarka trunku, co jaskrawo kontrastowalo ze stosunkowo oszczednymi drinkami, jakimi [link widoczny dla zalogowanych]
czestowal sie o polnocy w barku saloniku. Musialem wiec wyciagnac wniosek, ze gdzies w glebokich zakamarkach jego duszy przetrwaly szczatki sumienia, nakazujace mu zachowywac umiar w korzystaniu z trunkow zdobytych nie najuczciwsza droga.

-"Zazdrosc, nienawisc i potwarz, i zdrada, ani wzburzenie, co zwa je rozkosza, tknac go juz nie smie i bolu nie zada"* [*P. B. Shelley "Adonais", tlum. J. Szeniawskiego.] - wyrecytowal Lonnie.

-Lonnie - wskazalem ruchem glowy na jego szklanke - o ktorej pan dzis zaczal?


Post został pochwalony 0 razy
Wto 14:20, 27 Mar 2018 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum Forum o Tamagotchi werji od 1 do 6" Strona Główna » Tamagotchi Music Star(v.6) Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do: 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin